Daria na ściance, wspinaczka OzN

W Skoczni mamy wieloletnie doświadczenie we wspinaniu z osobami z niepełną sprawnością: głównie z osobami dorosłymi. Wspinamy się z osobami z MPiD, niepełnosprawnościami fizycznymi, sensorycznymi, intelektualnymi, autyzmem.

Od kilku lat prowadzimy zajęcia wspinaczkowe dla osób z niepełną sprawnością na warszawskich ściankach. Zapraszamy wszystkich OeNów do spróbowania swoich sił. Wspinanie jest JEST dla Was!

Wspinaczkę mogą uprawiać osoby z różnymi rodzajami niepełnej sprawności. Osoby chodzące wspinając się wykorzystują siłę rąk i nóg, natomiast osoby na wózkach podciągają się tylko na rękach, z pomocą instruktora lub używają nóg w takim zakresie, na jaki pozwala im schorzenie. Spastyka, ani ataksja nie są przeciwwskazaniem do wspinaczki. Instruktorzy Skoczni mają doświadczenie i stosują takie techniki, żeby zminimalizować niedogodności wynikające ze schorzenia.

Dzięki zajęciom wspinaczkowym u osób z niepełną sprawnością następuje wyraźna poprawa kondycji fizycznej. Zwiększają się zakresy ruchów w nieużywanych dotąd partiach ciała. Postępy są często bardziej widoczne, niż podczas codziennej rehabilitacji. JAK zmienia się samopoczucie osób z niepełną sprawnością po naszych zajęciach? PRZECZYTAJCIE.

Bardzo dużo zmian zachodzi tez w głowach wspinających się OzN. Zyskują większą pewność siebie, ich motywacja do pokonywania barier wzrasta. Ostrzegamy lojalnie – wspinaczka wciąga 🙂

Zapytaj o zajęcia!

GALERIA

Artykuły o wspinaczce osób z niepełnosprawnością

Czas na prezentację pozytywnych zmian w głowie, czyli odpowiedzi na pytanie, które przekuliśmy w motto Skoczni, dlaczego wspinaczka jest najlepsza na wszystko.

Radość ze wspinania!

Wspinaczka poprawia kondycję fizyczną u osób pełno i niepełnosprawnych. Poza bicepsem wpływa również na wiele aspektów psychiki? Jak? Oddajmy głos Kasi, dorosłej osobie z mózgowym porażeniem dziecięcym (MPD): 'dzięki wspinaczce mam więcej siły w pokonywaniu przeciwności losu w codziennym życiu , wspinaczka dodaje mi odwagi :)’

W odróżnieniu od wielu sportów wspinaczka rozwija wiele nieoczywistych aspektów i głęboko ingeruje w psychikę człowieka. Łączy w sobie elementy współpracy, podejmowania samodzielnych decyzji, przyczynia się do wzrostu samoakceptacji i wspiera proces odzyskiwania zaufania do innych, wzmacnia upór w dążeniu do celu ukazując jednocześnie konsekwencje określonego działania. Zajmę się szczególnie ostatnim aspektem, ważnym w kontekście wspinaczki z osobami z niepełnosprawnością. Jak wzmacnia się dążenie do celu, które pozwala w konsekwencji przełamywać psychiczne i fizyczne ograniczenia?

Klucz w celach

We wspinaniu cel jest ustawiony bardzo konkretnie. Jest nim ukończenie drogi. W przypadku ścianki wspinaczkowej mówimy na niego top, w skałach lub w górach drogę robi się do szczytu. Trochę nomenklatury nam nie zaszkodzi 🙂

Tym, co odróżnia wspinaczkowy cel od od wielu innych w sportach indywidualnych – to możliwość jego zwizualizowania. We wspinaniu (zazwyczaj) nie dążymy do odległego wyniku czasowego lub punktowego, ale do konkretnego chwytu, który kończy drogę. Cel jest zazwyczaj w zasięgu wzroku, i co dodatkowo wzmacnia jego atrakcyjność – kilkanaście, kilkadziesiąt metrów w oderwaniu od ziemi! Druga kwestia, ważna z punktu dążenia do realizacji celu kwestia to fakt, że droga do celu jest widoczna – w postaci ciągu stopni i chwytów. Konkretny cel i widoczna droga dotarcia wpływają znacząco na motywację do ukończenia zadania. Widzimy to w praktyce w przypadku każdego podopiecznego. Nawet najbardziej ograniczone ruchowo lub lękowo osoby – gdy widzą, że cel jest w zasięgu ręki – sięgają do chwytu. Potem do następnego. I jeszcze jednego. Przestawiają nogi na stopniach. Nawet jeśli zakres ruchu jest niewielki, to kolejny chwyt jest blisko. To motywuje i pozwala stopniowo docierać do szczytu (topu).

Wspinaczka nie tylko dla Arnolda i Toma

Tymczasem, przychodząc na ściankę – zupełnie się tego nie spodziewały! Jak Monika z poprzedniej historii – nawet nie miały nadziei, że ten sport jest dla nich. W przeciętnym odbiorze wspinanie wymaga siły Arnolda oraz wygimnastykowania i odwagi Toma Cruise’a. Jest postrzegane jako sport szaleńców, których celem jest zamarzać w strefie śmierci, powyżej 8000 tysięcy metrów. A tymczasem wspinanie zaczyna się od logicznego ciągu stopni i chwytów, które prowadzą na szczyt kilkunastometrowej ścianki, czy skałki. I dają się osiągnąć uporem i siłą woli.

Kiedy po pierwszej wizycie na ściance lub wyjeździe w skałki okazuje się nagle, że ten brawurowy i ryzykowny sport też jest dla przeciętnego Kowalskiego – na wózku, czy bez wózka, poczucie wiary we własne możliwości automatycznie wzrasta. Bo skoro nie tylko Arnold, czy Tom dali radę, ale ja też kumam o co chodzi i klepnąłem ten szczyt (top), to mogę zdobyć i następne.

To w konsekwencji wzmacnia upór w dążeniu do celu nie tylko na ściance, ale też na innych frontach życia, które do tej pory były nieosiągalne. Można w końcu chwycić ten kubek, lub przejść 3 kroki więcej, niż do tej pory! Nic dziwnego, że osoby pełnosprawne lub niepełnosprawne po prostu lubią wracać na ściankę, gdyż z każdym kolejnym treningiem ich motywacja do wspinania (i nie tylko) rośnie. Bariery, o których myślały, że są nie do pokonania (brak pełnej sprawności i mit sportu trudnego nawet dla sprawnych) – nagle okazują się realnie do pokonania. W długiej perspektywie czasu trening wspinaczkowy znacząco wzmacnia poczucie pewności siebie i dążenie do realizacji celu.

Wolność od …

Jak mówi Monika: ‘Samopoczucie po pierwszej ściance było nie do opisania. Wolność, morze wolności, morze nowych możliwości…’ Na koniec kilka słów o tej wolności. Osoby z niepełnosprawnością, w tym szczególnie ludzie wózkowi, potrzebują, bardziej niż pełnosprawni, poczucia wolności od. Od swoich ograniczeń, od wózka, od kul, balkonika. Wspinaczka, która pozwala im na jak najbardziej realne oderwanie się od fizycznych ograniczeń i blokad, daje im takie poczucie spełnienia, jakiej pełnosprawni pewnie nigdy nie doświadczą. Jako instruktorzy obserwujemy to na zajęciach z równym podziwem (przełamywanie barier) i wzruszeniem (poczucie wolności) i niezwykle cieszymy się, że możemy być częścią tego procesu.

W lutym poznaliśmy Monikę. Znalazła nas w internetach szukając, za namową przyjaciółki, zajęć wspinaczkowych dla osób z niepełnosprawnością. Monika ma dużo cierpliwości – zanim z wiru poczty firmowej, stowarzyszeniowej i prywatnej wyłowiliśmy jej pytanie, musiała chwilę poczekać. Ale, jak sama mówi, odpowiedź zrekompensowała jej czas oczekiwania.

Wspinaczka OzN, wspinanie osób niepełnosprawnych

Wózkowi ludzie

W mailu Monika pytała czy wspinamy się z osobami nieporuszającymi się samodzielnie lub poruszającymi się na wózku. Cytując samą Monikę ‘z ludźmi wózkowymi’. Nie liczyła na pozytywną odpowiedź. Tymczasem w Skoczni… tak, wspinamy się z nimi i na ściance, i w skałkach. W większości przypadków porzucamy wózek pod ścianą, czy skałą, ale mamy również doświadczenie z wciąganiem ludzi wózkowych na szczyt razem z pojazdem.

Technika, nie cuda

Jak to robimy, pyta nas bardzo wiele osób z niepełnosprawnością, chcących zacząć swoją przygodę ze wspinaniem. Jak sprawiamy, że osoba, która nie chodzi, nie widzi lub ma inny rodzaj niepełnosprawności ruchowej lub sensorycznej – jest w stanie wspiąć się po drodze wspinaczkowej?

Z osobami z niepełnosprawnością wspinamy się zawsze z górną asekuracja (czyli lina do wspinającego się idzie z góry – została już na danej drodze powieszona). Po drugie (i najważniejsze) instruktor jest cały czas przy osobie wspinającej się. Na tej samej wysokości. Pomaga ustawić nogi na stopniach, ułożyć ręce na chwytach. W przypadku przykurczeń mięśniowych, czy ograniczonego widzenia ta pomoc jest po prostu niezbędna. I tak krok po kroku, chwyt po chwycie pokonujemy razem drogę. W przypadku, gdy osoba nie jest w stanie samodzielnie zrobić jakiegoś ruchu – fizycznie pomagamy ustawić jej nogi, układamy ręce, palce na chwytach. W ostateczności instruktor wyciąga ją swoim ciężarem do góry (dla ciekawych technikaliów – jest to możliwe dzięki asekuracji od góry oraz odpowiednio zamontowanemu systemowi przyrządów asekuracyjnych).

Po drugie – na początek wybieramy naprawdę łatwe drogi. Takie, gdzie stopnie (na których stajemy) i chwyty, których używamy do podciągnięcia się wyżej – są duże. I zawsze, zanim wyciągniemy podopiecznego – najpierw zachęcamy go do samodzielnego wykonania ruchu. Pokazujemy optymalne przy danych rodzajach niepełnosprawności techniki. Jesteśmy cierpliwi i uważni. Dzięki doświadczeniu zdobytemu w trakcie lat wspinania z OzN w skałkach i na ściankach, wiemy jak wspierać tak, aby pokonać drogę i osiągnąć szczyt lub top drogi. Wiemy, jak ważne jest to, żeby maksimum ruchów osoba z niepełnosprawnością wykonała samodzielnie. To pomaga przełamać ograniczenia w głowie i sprawia, że można kawałek dalej przesunąć granicę swoich możliwości.

Przełom fizyczny z adrenaliną w tle

W Stowarzyszeniu uważamy, że wspinanie jest najlepsze na wszystko. Nie tylko na poprawę kondycji fizycznej, ale na ból głowy, na chandrę, na stres. W pierwszej chwili takie stwierdzenie brzmi jak dowcipna przesada, ale stoją za nim fakty.

Weźmy za przykład Monikę, która pojawiła się już w naszym tekście. Jest to dorosła, dwudziestoparoletnia osoba z czterokończynowym MPD. Przed rozpoczęciem treningu nie była w stanie utrzymać prawą ręką szklanki z herbatą. Po 2 treningach wspinaczkowych, jest w stanie chwycić ucho od kubkaz herbatą. Jak to możliwe??

Podczas wspinania, gdy odrywamy się od ziemi, wyzwala się adrenalina. To sprawia, że osoba wspinająca się zapomina o swoich ograniczeniach. Zarówno na poziomie fizycznym – ruchowym, jak i psychicznym – wdrukowanych lękach, obawach przed ryzykiem, lękiem wysokości czy przestrzeni. Bardzo często słyszymy od wspinających się osób pełnosprawnych – mam za słabe mięśnie, nie dam rady. Od osób niepełnosprawnych takie stwierdzenia słyszymy znacznie rzadziej (bo dla nich samo funkcjonowanie jest pokonywaniem barier o jakich nie śniło się pełnosprawnym ), ale z kolei w ich przypadku świadomość obiektywnych ograniczeń jest wysoka i ugruntowana. Dlatego radość z ich przełamywania jest tym większa.

Adrenalina mobilizuje organizm do działania na najwyższych obrotach. Jej wyrzut błyskawicznie daje naszym mięśniom napęd i energię. Przyspiesza czynność serca, rozszerza drogi oddechowe, by do krwi docierało więcej tlenu, poprawia ukrwienie mięśni, by mogły wydajniej pracować. Ten stan podwyższonej mobilizacji pozwala przełamać bariery fizyczne. Niemożliwe staje się możliwe – niedziałające mięśnie zaczynają funkcjonować, rozluźnia się wieloletnie napięcie. Osoby z niepełnosprawnością działając na wyrzucie adrenaliny niejako zapominają o swoich codziennych ograniczeniach. I wykonują ruchy, które na co dzień leżą poza ich zakresem możliwości. Widzimy to w trakcie wspinania, mamy udokumentowane na filmikach oraz w opisach, które nasi podopieczni przysyłają po zajęciach w ramach monitoringu ich samopoczucia.

Fakty są takie: kiedy adrenalina opada następuje relaks. Odczuwamy euforię, jesteśmy szczęśliwi. Nie odczuwamy szkód w organizmie – przeciwnie, mięśnie i stawy zapamiętały nowe ustawienia, zakres ruchu zwiększa się. Dzięki regularnemu treningowi może to być trwała poprawa, która umożliwi osobom z niepełnosprawnością wykonywanie czynności wcześniej nieosiągalnych. Jak utrzymanie kubka z herbatą.

Ciało ciałem, ale co z głową?

Poprawa samopoczucia fizycznego osób z niepełnosprawnością uprawiających wspinaczkę to kwestia widoczna i mierzalna. Zmiany zachodzą również w ich psychice. O tym, co dzieje się w głowie osoby z niepełnosprawnością, gdy już przyjdzie na ściankę i spróbuje tego sportu, który nawet w oczach osób pełnosprawnych postrzegany jest jako ekstremalny – w kolejnym artykule.

BLOG MONIKI

Ilona Mojzych

Wspinaczka ze Skocznią – kilka wspomnień i roczne podsumowanie

Po roku współpracy ze Stowarzyszeniem Skocznia postanowiłam zebrać w jednym miejscu swoje przemyślenia. Zanim się spotkałam ze Skocznią miałam trochę różnego typu doświadczeń ze wspinaczką – zdecydowanie nieregularnych, mocno rozciągniętych w czasie, o różnym charakterze (skały, ścianka) i o niejednakowej jakości oraz efektywności. Umiałam założyć uprząż, zawiązać ósemkę, parę lat wcześniej używałam kilkakrotnie „kubka” nie upuściwszy nikogo z góry i raz gri-gri, które mimo zamieszczonych na nim rysunków teoretycznie tłumaczących sposób użytkowania, wydawało mi się dość enigmatyczne. Wiedziałam też, że wspinanie wpisuje się bardzo w mój temperament, więc nadszedł w końcu taki moment, iż postanowiłam się za to zabrać z częstotliwością większą niż raz na rok. Skontaktowałam się ze Skocznią uznawszy, że ze względu na charakter prowadzonej przez to stowarzyszenie działalności, ominę etap „szukania w ciemno” instruktorów i pytania czy podjęliby się prowadzenia zajęć z osobą z niepełnosprawnością.

W dniu spotkania spakowałam buty wspinaczkowe- wiedziałam bowiem, że bez tego ani rusz i z lekkim przerażeniem na myśl o dwugodzinnych zajęciach, (ponieważ moja wydolność podczas różnego rodzaju treningów kończy się po około godzinie), pojechałam na ścianę. W ten oto sposób poznałam Anię Radziejowską i Jarka Mazura – skoczniowych instruktorów. Zamieniliśmy ze sobą kilka zdań, potem krótka rozgrzewka i czas na wiązanie liny. Z niemałym wysiłkiem doszłam do „topu” po szczęśliwie dla mnie gęsto ułożonych, wielokolorowych, o dobre

j jakości chwytach i stopniach. To co mnie natomiast spotkało po zjeździe zasługuje na kilka odrębnych zdań w tej opowieści i jest jedną z podstawowych

 

przyczyn powstania tego tekstu. Gdy znalazłam się na dole otrzymałam szczegółowy i bardzo konkretny komentarz (nie tylko słowny, ale również w postaci wiszącego na ścianie i demonstrującego Jarka) dotyczący moich ruchów na poszczególnych fragmentach drogi oraz ich ewentualnej ergonomiczności bądź też nie. Dostałam również szereg propozycji rozwiązań korzystniejszych energetycznie. Po spotkaniu wyszłam zmęczona (wbrew moim wcześniejszym obawom nie padłam po godzinie) i przekonana, że na tak prowadzone zajęcia chcę przychodzić co tydzień. Tu jasno chcę zaznaczyć, że nie byłam zaskoczona tym, że osoba z niepełnosprawnością może uprawiać wspinaczkę, nie czułam się ani mniej, ani bardziej niepełnosprawna po dojściu do „topu” i nie dziwiło mnie też, że istnieje organizacja oferująca takie zajęcia. Nie jest to może bardzo popularne, ale nie jest to też kompletnie unikatowe. Stowarzyszenie Skocznia nie jest jedyną w Polsce organizacją o takim profilu działalności, a Ania i Jarek nie są jedynymi instruktorami gotowymi podjąć się wspinania z osobami z niepełnosprawnościami. Na szczególną uwagę i uznanie zasługuje jednak jakość z jaką się spotkałam. Do tej pory lepszej nie doświadczyłam.

Kolejne spotkania, ze względu na brak konieczności obecności dwóch instruktorów i pasującą mi dostępność godzinową, odbywały się w towarzystwie Jarka. W tym miejscu ja, pracująca na co dzień z ludźmi, dająca od siebie wiele uważności i zaangażowania, chylę czoła przed poziomem pracy Jarka. Otrzymałam ogrom uważności, serdeczności, autentycznego zaangażowania, cierpliwości, poczucia humoru i szacunku do mnie jako człowieka oraz do wysiłku wkładanego w zajęcia. Nie da się ukryć, że jest to instruktor o otwartej głowie, niezwykłej kreatywności, a także odrobinie szaleństwa i odwagi. Co było ciekawe i zaskakujące (choć dla osób wspinających się w dobrym teamie pewnie oczywiste) mimo, że stał on na dole to ja czułam jego mentalną obecność ze mną na górze. I tak było zawsze. Bez względu na porę roku, ściankę, otoczenie czy zwyczajnie po ludzku poziom zmęczenia. Dlatego też po tych kilkudziesięciu spotkaniach mogę polecać go jako instruktora i podpisuję się pod tym rękami, nogami, głową i sercem.

Ostatnio miałam również okazję i przyjemność wspinać się z Anią. Były to raptem 2 spotkania, trochę w innym stylu i energii, ale nie mniej ciekawe i rozwijające. Ania bardzo skrupulatnie wyłuskiwała z moich działań elementy, nad którymi warto pracować i dawała w związku z tym adekwatne zadania. Działając z nią również otrzymałam pokłady uważności i „mentalne podłączenie” i chyba dzięki temu uświadomiłam sobie, że dla mnie jest to element kluczowy i niezbędny do chęci dalszej współpracy. Mam nadzieję, że wszyscy instruktorzy współpracujący ze Skocznią pracują takimi standardami.

Czasem jestem pytana czemu akurat uważam, że wspinanie wpisuje się w mój temperament lub czemu to robię? Chyba najbardziej dlatego, że uznaję wspinanie za ciekawą aktywność, a lubię robić rzeczy ciekawe. Oczywiście ten argument jest totalnie subiektywny przez co staje się bardzo łatwo podważalny, dlatego pozwolę sobie go wesprzeć równie subiektywnym komentarzem. Droga wspinaczkowa jest trochę jak łamigłówka. Nie wystarczy „harować fizycznie” by dojść do góry, przeważnie trzeba też myśleć i kombinować. Sama praca intelektualna jednak też nie wystarczy… jednym słowem transakcja wiązana. Co ważne, ile osób tyle może być prawidłowych, aczkolwiek różnych rozwiązań zagadki. Wspinaczka jest też interesująca w kontekście pracy z własnym ciałem –oferowana bowiem w pakiecie różnorodność ruchowa wydaje się wręcz nieograniczona. Ciekawym doświadczeniem było również i w sumie wciąż jest obserwowanie moich własnych myśli oraz rozwoju umiejętności podczas wspinaczki. Pamiętam jak mimo wyraźnych sugestii Jarka, iż dany chwyt powinien „działać na podchwyt” nijak nie chciał zadziałać, a wypinanie i wpinanie liny w ekspres łatwo wyglądało tylko z ziemi, na górze natomiast generowało u mnie mieszankę motywującej frustracji i rozbawienia. Zamiany nóg na stopniach chyba bardziej przypominały naukę skakania lub odpadania, a przynajmniej tak się kończyły, a technika ustawień bocznych jakby niewidzialną dłonią dokładała mi do tyłka sztabki ołowiu uniemożliwiając dźwignięcie go do góry. Ale to nic. Przy wspinaniu mam wobec siebie dużo łagodności. W końcu to czas dla mnie i aktywność pozwalająca być tu i teraz oraz wypuścić trochę całodniowego stresu. Przeważnie stoję pod ścianą i myślę: „dobra spróbuję najwyżej się nie uda” i na psychicznym luzie ruszam. Trochę mi się front zmienia, gdy przebrnę jakiś trudny fragment. Wtedy myśl przewodnia to „o… nie ma opcji, żeby drugi raz się w tym miejscu męczyć, muszę dojść do końca”. I łagodność znika w mgnieniu oka. Skutek –kilka przekleństw pod nosem i do góry. Efekt końcowy przeróżny -czasem „top” czasem nie. Bez względu czy można świętować sukces czy trzeba „brać na klatę” porażkę, zjeżdżając na ziemię wracam z powrotem w „tryb łagodności”.

I tak po roku wspinania okazuje się, że podchwyt może działać, zamianę nóg na stopniu da się wykonać odpowiednim patentem, a przy ustawieniu bocznym wciąż w tyłku siedzi ołów. Czasem padnie jakaś droga po kolorze, czasem „z dołem”.

Czytając to można by więc powiedzieć „bo ograniczenia mamy tylko w głowie” i myśl ta często jest przewodnią w Skoczni. Ja natomiast w ramach życzliwych przekomarzań z częścią zarządu stowarzyszenia powiem „veto” takiemu uproszczeniu. To trochę brzmi jak „możesz wszystko tylko musisz bardzo chcieć”. Uważam, że ograniczenia mamy zarówno w głowach jak i w realu (ja z pewnością jestem posiadaczką obu rodzajów i jestem skłonna zaryzykować stwierdzenie, że każdy tak ma). Ale czy to oznacza, że jeśli ktoś chce zostać drugą Wandą Rutkiewicz i nią nie zostanie (pewnie przez jakieś tam ograniczenia) to znaczy, że wspinaczka mu sprawia mniejszą radość? Innymi słowy czy naprawdę pożądanym (gdyby było możliwym) jest pozbyć się wszelkich ograniczeń?

I na koniec już bez przekomarzania serdeczne podziękowania dla ludzi Skoczni za pracę, zaangażowanie, dobrą energię i pozytywne „modernizowanie” ograniczeń tych w głowie i tych nie w głowie.